poniedziałek, 30 września 2013

Panna - Ivo Andric


Dawno, dawno temu, gdy na ziemi mazowieckiej raźno hasały tury, a mały Izydor dopiero uczył się sylabizować, nie istniały jeszcze książeczki oswajające tzw. trudne tematy. Wiedzę o tychże czerpało się raczej z podsłuchanych rozmów dorosłych. Czasem też sam dorosły rzucał człowiekowi jakiś ochłap w postaci malowniczej historii z życia dalekich krewnych lub znajomych, oczywiście – z morałem. Do dziś pamiętam na przykład historię skąpej Józi, która żywiła się karmą dla zwierząt, jednocześnie odkladając do skarpety kolejne złotówki... z których potem ucieszyli się jej spadkobiercy.

Dlatego też historia “Panny” - dziewczyny z Sarajewa, która całe swoje życie złożyła na ołtarzu pieniądza i oszczędności wydała mi się w stu procentach znajoma. Może nie, jeśli chodzi o szczegóły. Identyczny był za to morał i tchnący z całęj historii wielki smutek i
zimno. Można zatem powiedzieć, że Andricowi udało się znaleźć klucz do zasobnika izydorowych archetypów.
Pozornie wydaje się, że historia jest raczej nie na czasie. Teraz bardziej modne wydaje się życie ponad stan. Ale jeśli dopasujemy do niej bardziej uniwersalny klucz – już nie materialne skąpstwo, a egoizm, okaże się, że pasuje do niejednej osoby z nas i wokół nas. Także zachęcam do zapoznania się z tą dołującą historią.



Zdjęcia: zorger.com, swistak.pl

piątek, 27 września 2013

Wyspy szaleństwa - Robert Graves


Mówi się, że historię piszą zwycięzcy. Hiszpanie nie tylko oddali kolonialną palmę pierwszeństwa Anglikom. Dodatkowo przegrali chyba wojnę PR. Konkurencja sączyła wszystkim propagandę o ich nieudolności, przesadnej religijności i tej zuej inkwizycji, która wciśnie się wszędzie (a to, że dzięki tym nieudolnym metodom kolonizacji w Ameryce Południowej jednak przetrwało nieco więcej Indian niż w Pólnocnej, to już drobny szczegół). Dlatego też “Wyspy szaleństwa”, traktujące o mało znanej hiszpańskiej wyprawie na Wyspy Salomona, zaczynałam ze 4 razy, ale w końcu Robert Graves to nieprzeciętny fachura. Tendencyjne czy nie – przeczytałam o jeden rozdział za dużo i w końcu wsiąkłam.

Mamy zatem rok 1595. Hiszpańskie odkrycia geograficzne dostały zadyszki – głównie z powodu braku gotówki (jak można było cierpieć na brak gotówki jednocześnie zużywając całe złoto świata pozostaje dla mnie zagadką, którą przy okazji zamierzam zgłębić). Alwar Mendana przynaglany przez swoją energiczną małżonkę Izabelę montuje wyprawę z Chile na rzekomo złotonośne Wyspy Salomona, odkryte przez niego 20 lat wcześniej. Eskapada nie będzie łatwa - wystarczy spojrzeć na globus, żeby zobaczyć jaki to kawał drogi. Do tego wyprawa jest słabo wyposażona, niedofinansowana, wiatry uparcie wieją w stronę przeciwną a bogactwem kolejnych odkrywanych wysp są w najlepszym razie ładne dziewczyny. Szybko zamienia się zatem w przedsięwzięcie survivalowe, gdzie niestety nie wszyscy mają uprzywilejowaną pozycję...

Książka jest jednocześnie gorzka i zabawna, gdyż Graves stworzył udatną imitację gawędziarskiego stylu Latynosów. Podejmuje mało znany temat (Markizy? Wyspy Salomona? Gdzie to w zasadzie jest? No i tak jak wszyscy słyszeli o Kolumbie czy Pizzaro, to taki Mendana, Quiros czy Torres zaginęłi w mrokach niepamięci. To historia o poznawaniu innych kultur w czasach, gdy nikt nie slyszał o antropologii, wielkiej chciwości, która góry potrafi przenosić (tyle, że nie przeniesie ich zbyt daleko) i o tym jak łatwo ulec pokusie zła, gdy usprawiedliwia je wyższa konieczność.

Podsumowując - na nadchodzącą chłodną jesień polecam wyprawę na południowe wyspy:). Może nie będzie cukierkowo, ale przynajmniej nieco cieplej, niż za oknem.

Źródło zdjęć: antykwariat.waw.pl, amazon.com

wtorek, 24 września 2013

Pamiętniki - Karol Wędziagolski

Zanim zagłębię się w temat Wędziagolskiego i jego pamiętników, a także na użytek tych, którzy czytają tylko pierwszy akapit - ta książka to mój prywatny hit lata. Wiem, że te sepiowe okładki zlewają się człowiekowi w jedno, ale gdyby ta jedna kiedyś rzuciła się Wam w oczy, zachęcam, żeby się nią zainteresować.

Urodzony na Wileńszczyźnie w 1886 Karol Wędziagolski był carskim urzędnikiem i absolwentem elitarnego Korpusu Kadetów. Po wybuchu I Wojny Światowej oczywiście został powołany do wojska, gdzie mógł wykorzystać swoje talenta organizacyjne i interpersonalne i szybko stał się osobą niezastąpioną w tzw. zaopatrzeniu. Po rewolucji lutowej siłą rozpędu zaangażował się w politykę i został wybrany na komisarza politycznego 8. Armii. No i wtedy się się zaczęło...

Przeciętny żołnierz został grubą rybą czasów kiereńszczyzny, razem z Borysem Sawinkowem bezskutecznie próbowali zorganizowac zdławienie rewolucji pażdziernikowej. Potem walczył z jedną z armii kontrrewolucyjnych, konspirowal na Ukrainie, siedział w niemieckim więzieniu, wreszcie, jako członek POW zaczął współpracować z Piłsudskim i pomógł mu wraz z Sawinkowem zorganizować rosyjskie oddziały walczące po stronie polskiej przeciw bolszewikom (min. Bułaka-Bałachowicza).
Przy okazji poznał wszystkich wielkich polskich i rosyjskich tamtych czasów (z wyjątkiem chyba Lenina).
Po politycznej zdradzie Piłsudskiego i deportacji Sawinkowa wycofał się jednak Wędziagolski z działalności publicznej i zajął unowocześnianiem swojego podwileńskiego majątku.
Ciekawe są jego decyzje z Drugiej Wojny Światowej. Po jej wybuchu uznał, że Europa nie jest już bezpiecznym miejscem i tak szybko, jak się dało, ewakuował całą swoją rodzinę do Brazylii.
Trudno zresztą właśnie takim decyzjom się dziwić. Czytając książkę widac, że wojna, a juz zwłaszcza obydwie rewolucje zepchnęły Rosję do stanu wielkiej rozpierduchy, która została wykorzystana przez garstkę zdeterminowanych do bolszewickiego zamachu stanu. Wędziagolski miał prawo bać się, że ten stan, gdzie jednostka kompletnie się nie liczy, powtórzy się w jakimś stopniu także w trakcie kolejnej wojny.

Ciekawe są także losy samych 'Pamiętników". Ponieważ Wędziagolski sprawniej posługiwał się literackim rosyjskim niż polskim fragmenty jego pamiętników ukazywały się najpierw w rosyjskiej prasie emigracyjnej. Tamteż zwróciła na nie uwagę Barbara Toporska (żona Józefa Mackiewicza) i podjęła się przykrojenia rękopisu mamuta napisanego w mieszance kilku języków do formy nadającej się do wydania.
Efekt jest piorunujący i nie jest to raczej tylko zasługa redaktorki, gdyż mam wrażenie, że "Pamiętniki" napisane są lepiej niż własne dzieła Toporskiej (nie, żeby ta miała się czego wstydzić, jeśli chodzi o umiejętności literackie). Całość jest "po amerykańsku" podzielona na krótkie rozdziały, co dodatkowo ułatwia i przyspiesza czytanie.
Książka byla sensacją literacką poczatku lat 70-tych, zgarnęła kilka nagród (w tym nagrodę Kościelskich). Sędziwy autor zabrał się nawet za pisanie ciągu dalszego, tyle, że ten ... przepadł. Teoretycznie powinien znajdowac sie w archiwum Mackiewiczów w Rapperswilu, tyle, ze nikt go tam jak dotąd nie odnalazł. Być może więc kolejny rękopis mamut czeka nie tylko na redaktora, ale także na swojego odkrywcę. Oby kiedyś znalazł obydwu.

Tu można nabyć książkę (w taniej jatce).
A ponieważ notka w Wikipedii o Sawinkowie pozostawia wiele do życzenia, tutaj odrobina lektury uzupełniającej.

czwartek, 19 września 2013

Hurtownia książek - polskie elity na serio i z przymrużeniem oka



Stanisław MurzańskiSojusz nieczystych sumień. Inteligencja i jej elity na przełomie XX i XXI wieku


Wbrew temu, co sugeruje tytuł, książka nie jest systematycznym wykładem, a raczej serią zazębiających się szkiców, aktualnych lub pochodzących z lat 80-tych. Jeśli chcemy spojrzeć na polskie elity oczami autora będzie to przypominało układanie wieloelementowych puzzli i to z różnych kompletów – ulubioną jego metodą jest bowiem analiza publicznych wypowiedzi i artykułów czołowych przedstawicieli ineligencji. Pracochłonne to nieco, ale już po kilku tekstach zaczyna wyłaniać się spójny obraz. Niestety – mało optymistyczny, ale tu już odsyłam do książki:). Przy okazji ostrzegam, że metoda krytycznego czytania gazet, którą uprawia autor jest zaraźliwa i przez pewien czas człowiek nie jest w stanie powstrzymać się od punktowania niespójności i błędów niemal w każdym tekście drukowanym, na jaki trafia.

Małgorzata Kalicińska – Fikołki na trzepaku.

Dzieło to nabyłam w największej obecnie sieci księgarskiej przecenione do jakichś 7 zł. Początkowo w trakcie lektury miałam wrażenie, że lepiej było tę kwotę przejeść. Jeśli „książkowy potwór” przecenia coś aż tak mocno, to najprawdopodobniej nie czyni tego bez powodu. W zasadzie nawet nie mogę powiedzieć, żebym tę książkę porządnie przeczytała. Omijałam kolejne monotonne opisy leniwych niedziel, wspominki kto mieszkał na której klatce (lojalnie opatrzone dopiskiem, że można je pominąć). Ożywiałam się nieco, gdy przyszło mi powęszyć w rodzinnej historii autorki. Tak bowiem przypadkiem wyszło, że jej rodzice (mama – dyrektorka liceum i ojciec – kościuszkowiec i urzędnik bliżej nieokreślonego ministerstwa), to wypisz wymaluj nowa PRL-owska inteligencja, o której co nieco było w książce powyżej, może nie najwyższego kalibru, ale za to z każdym pokoleniem rosnąca w siłę. Ale o tym dowiecie się już nie z książki, a szperając w necie:). Reasumując – lektura nieoczekiwanie pouczająca.

Krystyna Nepomucka – Samotność niedoskonała

Przypadkowo dopadłam środkową część cyklu „niedoskonałego” i juz wiem, że muszę przeczytać kolejne.
Historia bardzo podobna do rodzinnych wspominków pani Kalicińskiej: peerelowskie awanse, ministerialne kariery. Główne role gra tu rodzina sympatycznych nieudaczników o lekko żulerskich skłonnościach. Zachęcam do sprawdzenia w książce jak takowe komponują się z ministerialnymi stołkami.
Podsumowując - pozycja idealna dla szukających resetu.
P.S. Potwierdzam obserwację Bazyla – pani Nepomucka lubi efektowne pierwsze zdania:).

piątek, 6 września 2013

Hurtownia książek - nobliści, maryniści i historyczne puzzle


Inne kolory – Orhan Pamuk
Zbiór artykułow prasowych i innych ścinków z twórczości noblisty.


Taki groch z kapustą. O widokach z okna, córce, zakładaniu (a następnie odchudzaniu) biblioteki, początkach działalności publicznej i Stambule.


Jak to zwykle bywa ze zbiorami esejów i artykułów - większość szybko paruje, a kilka perełek pozostaje z czytelnikiem na długo. A patrząc na tę książkę globalnie - to portret świeckiego (to ważne) tureckiego inteligenta zmontowany metodą patchworkową.



Fermenty – Wł. St. Reymont

Ciąg dalszy “Komediantki”. Tam mieliśmy drogę Janki Orłowskiej od dzikiej dziewczyny do samobójczyni złamanej niechcianą ciążą i niełatwym, aktorskim życiem. Tu będzie droga do akceptacji swojego miejsca na ziemi i własnych ograniczeń. Czyli 400-stronicowe “jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. Wątek Janki wydał mi się przyciężkawy (ale może to zrozumiałe, dylematy egzystencjalne 20-latki mogą być przesadnie skomplikowane), za to cudowne były wątki satyryczne (o mamisynkach i środowisku literackim). Jest w tej książce nawet porno-parodia “Chłopów”. Żeby nie drażnić co bardziej konserwatywnych odbiorców – niestety bardzo krótka.

Szaleństwo Almayera – Joseph Conrad

Tym razem o człowieku, który nie chciał zaakceptować tego, co ma i żył pogrążony w swoich fantazjach i wielkich planach. Historia, w której jakoś tam odbijają się dylematy każdego z nas. Jak najbardziej polecam.









Myśli o dawnej Polsce- Paweł Jasienica


Bardzo, bardzo mi podeszły. Ciekawe rozważania na temat momentu, w którym losy Polski się wykoleiły i przestała ona być „normalnym krajem, takim jak inne”. A tym momentem jest zdaniem autora... rok 1241 i bitwa pod Legnicą. I nie chodzi tu o śmierć Henryka Pobożnego, która być może opóźniła zjednoczenie Polski. Co mają wspólnego Mongołowie z rozbiorami.? Zachęcam do sprawdzenia:).


środa, 4 września 2013

Rok czytania Mackiewicza (hurtownia)

Skończyły się wakacje, właśnie z przytupem zaczyna się rok szkolno-przedszkolny, a nieco bardziej dyskretnie - zakończył się rok mojej znajomości z książkami Józefa Mackiewicza.
W związku z tym - garść zaległych wrażeń z lektury.

"Droga Pani..." to zbiór powojennych tekstów publicystycznych Mackiewicza i jego żony Barbary Toporskiej. Pisana na emigracji książka pokazuje "Polskę z oddali" - odległą tak w czasie, jak i w przestrzeni, jednak dzięki temu, że to bieżąca twórczość na potrzeby prasy, rzecz posiada tzw. wykop i czyta się rewelacyjnie.
Teksty pogrupowane są tematycznie: na temat sąsiadów (zwłaszcza wschodnich), literatury i literatów, Kościoła w Polsce, wspomnienia na temat co bardziej wybitnych przyjaciół. Sporo powstało na marginesie innych książek (choćby "Drogi donikąd" czy "Ściągaczek z szuflady Pana Boga"), widać jak wiele przeniknęło do nich z życia.
Nieszablonowe podejście Mackiewiczów do wielu tematów w swoim czasie mocno przećwiczyło moje szare komórki. Przy czym Mackiewicz specjalizuje się raczej w tematach historycznych i szczegółowych, jego żona zaś drąży z uporem kwestie ogólne, np. edukacji, analfabetyzmu, czy teorii demokracji. I np. o tejże demokracji pisze w stylu mocno zbliżonym do Kasi Eire, gawędziarskim i dygresyjnym, co powoduje ciekawy dysonans w czytaniu.
Pani Toporska pełniła najwyraźniej w tym związku rolę bulteriera - wypuszczanego na najtrudniejsze tematy - większość artykułów na temat polskiego Kościoła, w których dostaje się nawet kardynałowi Wyszyńskiemu, jest właśnie jej autorstwa.
 Ogólnie - w tym momencie "Droga Pani..." to chyba mój faworyt z mackiewiczowskiej półki
.

Uwaga - książka ma kilka wydań. Podziemne zawierają często tylko teksty Józefa, natomiast te Barbary wydane są w oddzielnym tomie "Kontrowersje".


"Optymizm nie zastąpi nam Polski" przynajmniej w wydaniu czarnym, to 3 oddzielne broszury:
- tytułowa, napisana w październiku '44, gdzie Mackiewicz trafnie przewiduje dalszy rozwój wypadków po upadku Powstania Warszawskiego i krytykuje niektóre działania AK,
 - "Trust nr. 2" to analiza sytuacji w bloku wschodnim w latach 60-tych, porównana do sytuacji w ZSRR w czasach tzw. NEP-u (początek lat 20-stych. Akurat ta tematyka poruszana była przez autora wielokrotnie, tak w artykułach z "Drogiej Pani...", jak i w "Zwycięstwie prowokacji".
- "...tu mówi Radio Wolna Europa" - krytycznie o legendarnej rozgłośni. Jak twierdzi Włodzimierz Bolecki, autor monografii o JM ("Ptasznik z Wilna") - przesadnie krytycznie.
Ogólnie - ja oceniam "Optymizm.." raczej jako lekturę uzupełniającą.



"Zwycięstwo prowokacji" to klasyka literatury "oszołomskiej".  Omawia wszystkie myki, które pozwoliły bolszewikom przejąć i utrzymać władzę w Rosji, a następnie analizuje, jak były one twórczo adaptowane i wykorzystane powtórnie po wojnie. Sporo tu także smakowitych kąsków dla tych, którzy nie lubią Piłsudskiego.
No i na koniec pozostaje pytanie - czy w świetle mechanizmów opisanych przez JM (w latach 60-tych!), komunizm w zasadzie upadł, czy też niekoniecznie?
Jeśli od lat planujecie ją przeczytać - pora wreszcie podjąć stosowne kroki i ściągnąć ją z półki.

Ciąg dalszy oczywiście nastąpi:).